Prawie pół roku temu miałam urodziny. Niestety nie osiemnaste. Ani nawet nie dwudzieste ósme. Stara jestem, ale wiecie co? To nie ma żadnego znaczenia. Bo na taką dojrzałość czekałam.
Może i niektóre kobiety popadają w jakieś przygnębienia związane ze swoim wiekiem. Ja stwierdziłam jednak, że nie ma to najmniejszego sensu.
Oczywiście, że gdybym mogła, to trochę tych lat bym sobie odjęła, ale tylko pod względem fizycznym.
No wiecie.. skóra już nie taka jędrna jak kiedyś, kondycja nie taka, a nieprzespana jedna noc odbija mi się później czkawką przez cały tydzień.
Kocham jednak swoją świadomość. Kocham to, że nie muszę udawać, że kogoś lubię. Kocham to, że nie przejmuję się tym, że ktoś nie lubi mnie. Kocham tą wolność szczerości wypowiedzi. Kocham tą dojrzałość, która przychodzi do mnie z każdym dniem, parzy sobie herbatę w moim ulubionym kubku, sięga po książkę i zostaje.
Kocham tą dojrzałość, która podarowała mi piękny dar. Dar przejmowania się tym, co ważne. Dar oddzielenia pierdół od tego, czym warto się martwić.
Kiedy byłam młodsza, cierpiałam na pewną niekomfortową przypadłość. Martwiłam się wszystkimi i wszystkim dookoła.
Bez względu na to, czy miałam na coś wpływ, czy nie. Taki typ zamartwiacza. Nieprzespane noce w pakiecie. O tak.. te chwile przed snem były najgorsze. Rozkmniałam wtedy najrozmaitsze sytuacje i tworzyłam setki scenariuszy. Scenariuszy, które oczywiście nigdy się nie wydarzyły. Ale byłam przygotowana..
Dojrzałość emocjonalna wyleczyła mnie z tej przypadłości.
Już nie przejmuję się pierdołami. Segreguję rzeczy ważne od tych mniej istotnych. Skupiam swoją uwagę na osobach, na których bardzo mi zależy. Na osobach, które kocham. Kieruję swoją energię na to, co chcę. Na to, o co walczę. Staram się nie zajmować błahostkami. Przechodzę obok złośliwości, zawiści, obłudy i fałszu.
Nie jestem w tym perfekcyjna, ale się doskonalę z każdym dniem.
Zdarzają się słabsze dni, kiedy coś podniesie mi ciśnienie. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że nie było warto się przejmować, Że to wszystko bzdura. Robię wszystko, by takich sytuacji było jak najmniej. Naprawdę mam ważniejsze sprawy na głowie.
Mam męża, trójkę dzieci, rodzinę i przyjaciół.
Trójkę dzieci.. Każde z nich jest na innym etapie swojego życia. Każdy z nich ma inne potrzeby emocjonalne. To tu chcę kierować swoje siły, swój czas i swoją obecność.
Chcę dawać im poczucie bezpieczeństwa i być podporą w trudnych chwilach.
Chcę czekać na dzieci z talerzem ciepłej zupy na stole. Chcę mieć chłonne rękawy, kiedy przyjdą ze złamanym sercem. Chcę mieć codziennie dla nich uśmiech i czas.
Chcę być przyjacielem dla Kuby. Nie zawsze się to udaje. Czasami wyprowadzam go z równowagi (najczęściej przed okresem), wtedy patrzy na mnie wzrokiem bazyliszka. Czasami z równowagi wyprowadza mnie on (najczęściej przed okresem). Póki jednak zdajemy sobie z tego sprawę, jest dla nas nadzieja.
Mam rodziców i przyjaciół, których zmartwienia są moimi troskami.
Reszta jest zupełnie nieważna. Nie istotna. Zaczynam mieć wszystko w nosie. Odzyskuję spokój ducha i jest dla mnie cenna nauka.
Idę w swoją stronę, bo tam czekają na mnie ludzie, którzy coś w moim życiu znaczą. Ludzie, którzy mnie kochają. Ludzie, którzy chcą uczestniczyć w moim życiu.
Idę.
W stronę szczęścia.
I wam życzę tego samego. Idź i nie przejmuj się pierdołami!
Ps A wszystkim tym, którzy są przed trzydziestką i martwią się upływającym czasem, chcę powiedzieć jedno: nie martwcie się. Pamiętajcie, że macie tyle lat, na ile się czujecie. A dojrzałości emocjonalnej wcześniej kupić nie można.